Marsz charytatywny z wymiernymi skutkami
Marsz charytatywny z wymiernymi sukcesami.
Kilogramy karmy dla podopiecznych „Psiego Azylu” w Łochowie, niemal 9 km. „w nogach”, hektolitry „sosnowego” tlenu w płucach, setki przyjaznych uśmiechów i rozmów, smaki na mecie i „historyczne smaczki” w końcówce „newsa” … no i (mam nadzieję, że) kilogramy mniej na wadze u prawie trzydziestki uczestników z Ostrowi, Ostrówka, Sadownego i okolic – tak można podsumować dzisiejszy charytatywny marsz NW w Sadownem.
A rozliczając go czasowo-przestrzennie trzeba wskazać, że po krótkiej rozgrzewce i salwie z „dwururki” prof. Krzysztofa Kądzieli ruszyliśmy karnie za Sylwią Ilczuk na leśną trasę dookoła Draku. Z polany Św. Huberta, koło leśniczówek i dalej przez dolinkę Bojewki dotarliśmy do skraju głównie sosnowego lasu zwanego niegdyś „Kazalnice” (o czym w „smaczkach”). Tu przed górką „Strzelnicą” odbiliśmy w lewo, by po kilku minutach i podziwianiu świeżych sadzonek sosenek (I kwadrans marszu) odbić w prawo i wspiąć się na „Stromą”. Puls przyspieszył, więc chwytając oddech popozowaliśmy do fotek, które jak na zawołanie pykał zjawiający się tu punktualnie i nie wiadomo skąd K. Kądziela...
Ruszyliśmy prosto w szerszą linię za „Stromą”, a gdy po prawej pojawiło się w całej okazałości (bo w postaci wyciętego świeżo zrębu) wzniesienie „Obserwatora”, skręciliśmy w lewo, by pokonując dwa kolejne wzniesienia przeciąć szosę z Draku na Sokółkę (tuż przed nią i czołówką naszego peletonu umknęła spłoszona sarenka). Dalej odbiliśmy w prawo, za ostatnimi posesjami Draku i po ponad pól godzinie marszu doszliśmy do równolegle biegnącej wzdłuż linii kolejowej, asfaltowej „drogi wewnętrznej PKP”. Nią ruszyliśmy w lewo, a po przecięciu Bojewki trochę odpoczęliśmy przy żelaznym krzyżu „pandemicznym”, który już w lesie zwanym Jegiel, zdaje się stoi w miejscu drewnianego, prawosławnego, co upamiętniał miejsce pochówku francuskiego inżyniera, budującego kolej żelazną carowi. Dalej doszliśmy do miejsca jeszcze niedawno zdobionego wiekowymi sosnami na zlikwidowanym już przejeździe rybiowskim (III kwadrans) i odbiliśmy w lewo, w las, by po kilkuset metrach znów pokonywać leśne wzniesienia, czyli Góry Bogackie. Najpierw to pokryte wrzosami, z którego rozchodzą się leśne linie w pięć stron, potem (po zejściu w lewo, kilkuset metrach i skręcie w prawo – minęła godzina marszu) wymagające trzy górki, jedna za drugą, równoległe do ciągnącej się z prawej, równie wydłużonej wydmy, na której szczycie niedawno stał obserwator w Jeglu. Gdy po lewej otworzyła się rozległa panorama kolejnego zrębu, w dali Kurza Grzęda, wąwóz z rezerwatem „Mokry Jegiel”, a znad sosen dobiegały krakania przelatujących kruków, skręciliśmy w lewo, w żwirową, leśną, szeroką drogę, a z niej w prawo, w nieco węższą biegnącą wprost ku ul. Strażackiej (V kwadrans). Już na skraju śródleśnej łąki odbiliśmy w lewo, w tzw., I-szą linię, w połowie której z lewej, dzięki kolejnemu zrębowi, dostrzegliśmy snujący się z niemal kilometra leniwie dym z ogniska. Przyspieszenie było oczywiste, finisz marszu radosny, bo po takiej aktywności smak kiełbasek, pasztecików, ciast, kawy, herbaty itp., podkręcony dymem z ogniska był niepowtarzalny.
A co do zapowiadanych „smaczków”, to „wyguglować” można, że Kazalnice i Góry Bogackie w Sadownem były przedmiotem badań naukowych przed ponad stu laty. Co więcej badania te przeprowadził u progu swej kariery profesor Stanisław Małkowski, m.in. twórca Muzeum Ziemi i autor ponad 150 prac naukowych. Tym bardziej znamienne, że wśród kilkunastu najważniejszych jego prac wymienia się te pierwsze z 1912 i 1913 r. opublikowane w roczniku „Kosmos” za 1912 r. oraz wydanym w 1913 r. 47. tomie Sprawozdania Komisji Fizjograficznej Krakowskiej Akademii Umiejętności. Tych bardziej dociekliwych zachęcamy nie tylko do poznania życiorysu Profesora ale też do w/w Sprawozdania, gdzie oprócz wyników badań naukowych są też fotografie fragmentów Bogackich Gór i ich mapa. Konia zaś z rzędem temu co tą mapę mógłby zsynchronizować z mapką dzisiejszego marszu.